Mozambik, 24.02.2013
NIECH ŻYJE BÓG W SERCACH NASZYCH I SERCACH WSZYSTKICH LUDZI!
Drodzy Dobrodzieje Misji,
Bliscy memu sercu!
Czas mija nieubłaganie a z nim przemijamy i my. Chciałam już napisać wcześniej, ale mój napięty czas i zmęczenie nie zawsze mi pozwala. W Mozambiku mamy teraz czas deszczowy i gorący. Jest bardzo duszno i parno. Gorąco czyni, że człowiek porusza się jak mucha w smole, a pracy nie ubywa. Mozambik przeżywa swoistą „drogę krzyżową”. Na południu i północy przeszły ulewne deszcze, woda z rzek wyszła z koryt i podtopiła ogromne połacie ziemi w dolinach, dziesiątki tysięcy mozambikańczyków, już i tak biednych, straciło wszystko. Woda sięgała aż do dachów, domy tych którzy mieli lepianki, a tych jest większość, po prostu się rozmyły! Ludzie stali i spali na dachach po parę dni, ci którzy nie mieli dostatecznych sił ześlizgnęli się do wody, bo ileż można wytrzymać bez spania? Najgorszy był brak wody pitnej, bo ta, co była w „zasięgu ręki”, niosła ze sobą wszystko co napotkała, włącznie ze zdechłymi zwierzętami. Brudna powoduje robaczycę, biegunki i cholerę. Domy odbudują, najgorsze jest to, że woda zabrała ze sobą dobytek i zasiewy, w praktyce znaczy to głód na parę długich miesięcy. Trzeba będzie siać na nowo i mieć nadzieję ze słońce nie wypali i deszczu będzie pod dostatkiem zdając sobie sprawę, że pora deszczowa kończy się około marca! Wiele tysięcy ludzi zgromadziło się w obozach gdzie dostają codziennie przysłowiowy „talerz zupy” i znajdują nocleg. Ci, co zdecydowali się zostać na swoim, są zdani na samych siebie i na łaskę losu, a tych jest większość. Rząd pomaga tym w obozach, o innych jakby zapomniał. Trzeba będzie odbudować drogi i pozrywane mosty, wyremontować kościoły, szpitale i domy. Na zalanych terenach wiele zgromadzeń zakonnych ma domy, szkoły i szpitale, trzeba będzie ogromnego nakładu pieniędzy i ludzkiego wysiłku by odbudować to co zostało zniszczone. W czasie tych katastrof pojawiają się zawsze „ludzkie hieny” które żerują na ludzkim nieszczęściu podnosząc ceny podstawowych artykułów o ponad 100%, nawet cenę wody!!! Mozambik dostał sporo pieniędzy z zagranicy na odbudowę zniszczonych infrastruktur. Nie łudząc się wiemy, że pewien odsetek tych „u góry” wypcha swoje kieszenie kosztem cudzego nieszczęścia. Nie wiem jak PAN będzie to sądził, oby im był miłosierny! Ale są też i tacy którzy mają otwarte serca i dłonie dla potrzebujących, i tych, dzięki Bogu, jest większość. Nie brakuje ludzi dobrej woli: instytucje, kościoły, meczety, osoby indywidualne..., cały Mozambik ofiaruje co może. Najgorszy czas jeszcze jest przed nami, czas głodu, bo dziś wszyscy pomagają, jutro zapomną, a przyszłe zbiory, jak Bóg pobłogosławi, dopiero za parę dobrych miesięcy. Bóg nigdy nie opuszcza, ale chce i potrzebuje nas, by działać, obyśmy Mu nie odmawiali!
My, Misjonarki Służebnice Ducha Świętego, mamy w Mozambiku pięć wspólnot, wszystkie pastoralne. W trzech mamy mini internaty dla dziewcząt z buszu które chcą się uczyć, a nie mają możliwości, bo w miejscu gdzie mieszkają nie ma szkół. Nie jest łatwo, bo niektóre dziewczęta nawet z siódmej klasy nie umieją czytać ani pisać, przechodzą z klasy do klasy automatycznie. Czasami się irytujemy, że dziewczyny nie starają się o postępy, czy nie wypełniają naszych poleceń, ale całkowicie zapominamy, że one po prostu nas nie rozumieją jak i nie rozumieją nauczycieli! Potrzeba nam ćwiczyć się w cierpliwości i położyć nacisk na naukę portugalskiego. Rząd postawił na promocję kobiet, ale cóż to za promocja! Fikcyjna w większej części, po to tylko, by dostać pieniądze ze Światowego Banku Rozwoju. Między nami misjonarzami mówimy, że w Mozambiku rośnie pokolenie analfabetów, smutne to ale prawdziwe. Do tego trzeba dodać skorumpowanie administracji jak i nauczycieli. Uczy się kto przepłaca. Ci z nas którzy pracują w szkołach, próbują coś z tym zrobić ale to nie łatwe kiedy w grę wchodzi rząd i pieniądze... .W jednej z naszych wspólnot, Guro, mamy dwuletnie przedszkole parafialne i w tym roku otwarłyśmy pierwszą klasę Szkoły Podstawowej. Rodzice maluchów prosili o kontynuację szkoły, bo w państwowej dzieci przechodziły recesję, zapominały totalnie czego się nauczyły. Ufamy że, choć to kropla w morzu, zarówno poziom nauczania jak i wychowanie moralne w naszej szkole będzie dużo wyższe niż w państwowej.
Do Mozambiku ściąga wiele zagranicznych firm, drapieżnych w swojej istocie: wyzyskać żyzne tereny, zarobić jak najwięcej i zniknąć, pozostawiając pustkę. Chińczycy wyrąbują ogromne drzewa nie sadząc innych, Brazylijczycy i południowoafrykańscy biali eksploatują węgiel odkrywkowy wysiedlając ludność tubylczą. Ludzie są wydziedziczani z ziemi przodków za parę przysłowiowych groszy. Dla tych którzy nigdy nie mieli nawet sumy jednej wypłaty miesięcznej w ręce wydaje się to dużo, ale w parę miesięcy wydają wszystko i „kieszeń” zaczyna świecić pustką. Jako Kościół walczymy uświadamiając ludności jej prawa do ziemi, ale bieda i analfabetyzm robią swoje.
W obecnej mojej wspólnocie jesteśmy we trzy: Indonezyjka, Indyjka no i ja. Siostra z Indii jeszcze doszkala język portugalski, ale może się już porozumieć. Jako że żyjemy w stolicy nasza działka pracy misyjnej to parafia i diecezja: programowanie działalności dla parafii, Animacja Grup Dziecięctwa Misyjnego, różne formacje dla grup młodzieży i dorosłych, opieka duchowa nad Zrzeszeniami Małżeństw Chrześcijańskich, animacje różnych uroczystości i świąt. Nie ma nudy i bezrobocia, odwrotnie marzy się chwila wolnego czasu... .
Dla mnie dodatkowo dochodzi odwiedzanie moich wspólnot rozsianych w Mozambiku. Kosztuje to sporo wysiłku jeśli chodzi o podróże autobusami. Nie jest łatwo wytrzymać około 30 godzin na plastikowym siedzeniu, przy wysokich temperaturach otoczenia, w autobusie wypełnionym ludźmi i bagażem. Ale zawsze to prawda. że podróże kształcą, zawsze jest coś nowego, scenariusz nigdy nie jest ten sam, interesujące są rozmowy i ludzie. Dawać Chrystusa można i trzeba wszędzie, wszyscy jesteśmy do tego zobowiązani przez chrzest i miłość. Czas nas przynagla, bo Miłość jest nieznana i niekochana. Trzeba się śpieszyć, by Bóg był przez wszystkich poznany i pokochany!
Czas Wielkiego Postu to czas zatrzymania się, nawrócenia, spojrzenia na siebie i swoje drogi. Czas pojednania w rodzinach, narodach i na świecie. Czas wytężonej pracy pastoralnej, przygotowań do chrztu dzieci i dorosłych. Czas przygotowania to 4 do 5 lat. Potem 2 lata do bierzmowania. Trudno tu katechizować ze względu na analfabetyzm, trzeba używać języka obrazowego i bardzo prostego, do tego w języku lokalnym. Nie jest łatwo przekazać wiarę w środowisku niechrześcijańskim. Myślę że Europa coś wie na ten temat. Na Wielki Tydzień rozjeżdżamy się po różnych wspólnotach by pomóc liderom w przygotowaniach do Paschy. Wracamy do domu po południu w Wielkanoc, wieczorem dzielimy się wrażeniami i świętujemy wspólnie. Z początku nas kosztowało takie „osamotnienie” ale z czasem człowiek wniknął głębiej w misterium Wielkiej Nocy przeżywając ją inaczej. Parę sióstr, ze względów zdrowotnych, wróciło z misji do swoich ojczystych krajów, potrzebujemy prosić Pana Żniwa o nowe powołania misyjne bo pracy bardzo dużo, a sił ubywa. Nasze dwie tubylcze siostry są poza Mozambikiem na doświadczeniu misyjnym i studiach. Wrócą za parę lat. Mamy grupę dziewcząt zainteresowanych, z którymi mamy regularne spotkania, ufam, że są wśród nich przyszłe dzielne misjonarki.
Moi Drodzy, życzę wszystkim prawdziwego, głębokiego nawrócenia, pojednania z Bogiem, ludźmi i ze sobą. Niech Zmartwychwstały PAN króluje w nas i poprzez nas! Błogosławionych Świąt Wielkiej Nocy!!!
Obiecując pamięć przed Panem, proszę o modlitwę
s. Rozalia Paliczka SSpS
P.S. Poniżej kilka zdjęć z Mozambiku..